Górna Grupa
Czas na zzucie butów i porządny odpoczynak dla stóp. I choć na zdjęciu powyżej widać trampki Stokrotki, to głównie stopy Wilka tego potrzebowały. Szczególnie ta jedna, która wciąż mocno spuchnięta była, choć pod okiem brata Grzegorza spuściła nieco z tonu ;) A przez ten dzień relaksacyjny, spędzony głównie w parko-ogrodzie Domu Misyjnego jeszcze więcej sił nabrała.
Zaraz po śniadaniu udaliśmy się do kaplicy na Mszę, w której uczestniczyło wiele starszych osób, będących podopiecznymi wspomnianej wczoraj infirmerii, oraz stałymi mieszkańcami, gdyż Dom ów jest przeznaczony głównie dla emerytowanych misjonarzy. Nie byliśmy jednak jedynymi Goścmi. Chcielibyśmy opowiedzieć Wam o dwóch szczególnych, a wzruszających momentach podczas tej Mszy. Pierwszy na samym początku - część obecnych księży, którzy nie rbali udziału w koncelebrze, siedziało tak samo jak pozostali wierni, ale mieli założone stuły. I jeden z wchodzących do kaplicy młodszysch księży dostrzegł, iż pewien staruszek, też ksiądz o czym wiedzieć musiał, nie ma stuły, i podszedł od razu do niego, i założył mu swoją własną (którą ów poprawił drżącymi rękoma), a sam wrócił po drugą. Był to przejaw niezwykłej empatii, dla laika może taki nic nie znaczący szczegół garderoby duchownych, ale jaka nabożność i pokora musi być dla takiego księdza za każdym razem przez całe jego życie, gdy wkłada stułę, że wyczuł jak ważne to musi być nawet dla takiego staruszka, który już sam nie miał siły by tę stułę wziąć.
Drugi moment, który mocno nas poruszył, to gdy Ksiądz w trakcie Komunii Świętej, podchodził do starszych ludzi do krzeseł, i jedna starowinka siedząca wraz z opiekunką, nie wiedzieć czy nie mogła fizycznie czy psychicznie wpadła w jakiś stan nieobecności, dość że miała tak zaciśnięte usta mocno, a Ksiądz długo, długo przy niej się nachylał z Hostią w dłoni, i przemawiał do niej uspokajająco i zachęcająco by przyjęła Komunię. Myślę, że taki "obrazek" mógłby być szczególnie cenny dla niewierzących. Cenny, bo zupełnie niezrozumiały! Pomyślcie - mała kapliczka, gdzieś na prowincji Polski, nikt tam nie obserwuje, nie ma przypadkowych osób, na pewno nie ma mediów, więc na pewno nic się nie dzieje pod publiczkę. Po drugie, widać że ta osoba już ma poważny problem ze świadomością, nikt nie powie, że Kościół ma tu jakiś interes, przeciwnie - właśnie tą jak i innymi osobami - opiekuje się tutaj. Nikt nie ma żadnej korzyści z tego czy ta osoba przyjmie tę Komunię czy nie. Więc ktoś by mógł zapytać, po co ten ksiądz tak się męczy, schyla, przemawia. Pomyślcie jakaż ogromna wiara w tym człowieku! Wiara, że w tej kruszynie "chleba" jest Bóg prawdziwy, a on, pokorny Szafarz tego Pokarmu Dusz, tego Chleba Aniołów, Panis Angelorum, czuje jak ważne dla serca tej kobiety jest by Boga w tej Postaci przyjęła. Nieziemskie doświadczenie! :)
Zaraz po śniadaniu udaliśmy się do kaplicy na Mszę, w której uczestniczyło wiele starszych osób, będących podopiecznymi wspomnianej wczoraj infirmerii, oraz stałymi mieszkańcami, gdyż Dom ów jest przeznaczony głównie dla emerytowanych misjonarzy. Nie byliśmy jednak jedynymi Goścmi. Chcielibyśmy opowiedzieć Wam o dwóch szczególnych, a wzruszających momentach podczas tej Mszy. Pierwszy na samym początku - część obecnych księży, którzy nie rbali udziału w koncelebrze, siedziało tak samo jak pozostali wierni, ale mieli założone stuły. I jeden z wchodzących do kaplicy młodszysch księży dostrzegł, iż pewien staruszek, też ksiądz o czym wiedzieć musiał, nie ma stuły, i podszedł od razu do niego, i założył mu swoją własną (którą ów poprawił drżącymi rękoma), a sam wrócił po drugą. Był to przejaw niezwykłej empatii, dla laika może taki nic nie znaczący szczegół garderoby duchownych, ale jaka nabożność i pokora musi być dla takiego księdza za każdym razem przez całe jego życie, gdy wkłada stułę, że wyczuł jak ważne to musi być nawet dla takiego staruszka, który już sam nie miał siły by tę stułę wziąć.
Drugi moment, który mocno nas poruszył, to gdy Ksiądz w trakcie Komunii Świętej, podchodził do starszych ludzi do krzeseł, i jedna starowinka siedząca wraz z opiekunką, nie wiedzieć czy nie mogła fizycznie czy psychicznie wpadła w jakiś stan nieobecności, dość że miała tak zaciśnięte usta mocno, a Ksiądz długo, długo przy niej się nachylał z Hostią w dłoni, i przemawiał do niej uspokajająco i zachęcająco by przyjęła Komunię. Myślę, że taki "obrazek" mógłby być szczególnie cenny dla niewierzących. Cenny, bo zupełnie niezrozumiały! Pomyślcie - mała kapliczka, gdzieś na prowincji Polski, nikt tam nie obserwuje, nie ma przypadkowych osób, na pewno nie ma mediów, więc na pewno nic się nie dzieje pod publiczkę. Po drugie, widać że ta osoba już ma poważny problem ze świadomością, nikt nie powie, że Kościół ma tu jakiś interes, przeciwnie - właśnie tą jak i innymi osobami - opiekuje się tutaj. Nikt nie ma żadnej korzyści z tego czy ta osoba przyjmie tę Komunię czy nie. Więc ktoś by mógł zapytać, po co ten ksiądz tak się męczy, schyla, przemawia. Pomyślcie jakaż ogromna wiara w tym człowieku! Wiara, że w tej kruszynie "chleba" jest Bóg prawdziwy, a on, pokorny Szafarz tego Pokarmu Dusz, tego Chleba Aniołów, Panis Angelorum, czuje jak ważne dla serca tej kobiety jest by Boga w tej Postaci przyjęła. Nieziemskie doświadczenie! :)
Po Mszy, Ksiądz Edward oprowadził nas najpierw po dostępnych dla gości wnętrzach Domu, gdzie na szczególną uwagę zasługuje galeria upamiętniająca wojennych męczenników Werbistów, z których jak wiecie jednego - bł. Stanisława Kubistę SVD - obraliśmy sobie za Patrona Wyprawy. Przed wyjazdem trafiła w ręce Wilka książka, w której jego postać była opisana, ale tu mogliśmy poznać ją lepiej i utrwalić cośmy już wiedzieli. A do tego zobaczyć w ładnej, dużej formie jego wizerunki. Najładniejsze zdjęcie zamieszczamy obok (kliknijcie je aby powiększyć).
Dalszą część dnia, z przerwą na pyszny obiadek, spędziliśmy w parko-ogrodzie wokół Domu, po którym oprowadził nas ks. Edward, jak się okazuje, pośród wielu innych talentów, także znawca zielarstwa. Wilk niestety nie jest w stanie powtórzyć tych wszystkich znakomitych właściwości leczniczych, ba! nawet nazw obejrzanych i sfotografowanych roślin, ale może jakoś wspólnymi siłami, ze Stokrotką i zdalnie z księdzem bedziemy w stanie pouzupełniać z czasem. A może ktoś z naszych Czytelników dopomoże. Roślinki pokażemy w galerii z tego dnia.
Wspaniałe miejsce na odpoczynek, zadumę, ciekawą rozmowę, modlitwę czy zwykłe poleniuchowanie. Mały stawik z gęśmi i kaczkami (które jednak mimo szczerych chęci, nie dały się nakarmić Stokrotce pozostałością naszego prowiantu z poprzedniego dnia, po prostu pewnie mają tam tak dobrze:), jeden z braciszków hoduje egzotyczne ptaki, m.in. pawie, i króliko-kury (co się jakoś zwały fachowo, ale już na zawsze utkwiła Wilkowi w pamięci ta nazwa własna, związana z ich historią, jako że dawno, dawno temu, wmawiano naiwnym ludziom, iż są one takie "puchate", bo są krzyżówką kury i królika, i sprzedawano je za ciężkie pieniądze :-D
W dalszej części można pospacerować albo wśród drzew, albo wśród niższej roślinności w okolicy kapliczki z ułożonych kamieni, z małą grotą i Maryją. Obok boisko trawiaste, a dalej w głebi maleńki cmenatrz dla zakonników, ale też i osób związanych z pracą dla Werbistów, jak np. gospodyń.
Wieczorem zaś oddaliśmy się naszej nowej pasji, grze Carcassonne :) Polecamy!
Ciekawa jest też sama historia Domu, który trafił do oo. Werbistów w 1923 r. (wcześniej na tym terenie był pałacyk należący do rodu Bismarcków, obecny dom powstał częściowo na pozostałych po pożarze fragmentach dworku). Od początku prężnie się rozwijał, stworzono tu szkołę męską, która szybko zyskała sobie sławę znamienitej, a dla prężnie się rozrastających wydawnictw zakonnych utworzono drukarnię, która funkcjonuje do dziś. Niestety jak wiele takich miejsc w Polsce, także i tu czas okupacji niemieckiej i sowieckiej odcisnął krwawe piętno. Kilku braci poniosło śmierć w obozach, szkoła została rozwiązana. Po wojnie komuniści odebrali Werbistom ziemię i większość zabudowań, które odzyskali dopiero w 1990 r. Jakby mało jeszcze było krwi i łez tym murom, tragicznej historii dopełnił pożar, który wybuchł w nocy z 31. października na 1. listopada 1980 r. w części która przez ówczesne władze została przeznaczona na szpital psychiatryczny. W pożodze zginęło 55-ciu pacjentów. Przejmującą piosenkę upamiętniającą tę noc napisał Jacek Kaczmarski do muzyki Przemysława Gintrowskiego (także śpiew):
W dalszej części można pospacerować albo wśród drzew, albo wśród niższej roślinności w okolicy kapliczki z ułożonych kamieni, z małą grotą i Maryją. Obok boisko trawiaste, a dalej w głebi maleńki cmenatrz dla zakonników, ale też i osób związanych z pracą dla Werbistów, jak np. gospodyń.
Wieczorem zaś oddaliśmy się naszej nowej pasji, grze Carcassonne :) Polecamy!
Ciekawa jest też sama historia Domu, który trafił do oo. Werbistów w 1923 r. (wcześniej na tym terenie był pałacyk należący do rodu Bismarcków, obecny dom powstał częściowo na pozostałych po pożarze fragmentach dworku). Od początku prężnie się rozwijał, stworzono tu szkołę męską, która szybko zyskała sobie sławę znamienitej, a dla prężnie się rozrastających wydawnictw zakonnych utworzono drukarnię, która funkcjonuje do dziś. Niestety jak wiele takich miejsc w Polsce, także i tu czas okupacji niemieckiej i sowieckiej odcisnął krwawe piętno. Kilku braci poniosło śmierć w obozach, szkoła została rozwiązana. Po wojnie komuniści odebrali Werbistom ziemię i większość zabudowań, które odzyskali dopiero w 1990 r. Jakby mało jeszcze było krwi i łez tym murom, tragicznej historii dopełnił pożar, który wybuchł w nocy z 31. października na 1. listopada 1980 r. w części która przez ówczesne władze została przeznaczona na szpital psychiatryczny. W pożodze zginęło 55-ciu pacjentów. Przejmującą piosenkę upamiętniającą tę noc napisał Jacek Kaczmarski do muzyki Przemysława Gintrowskiego (także śpiew):
Bilans dnia: 1,9 km pieszo
Pozdrowienia: dla Kuchni i dla brata-hodowcy (piękne stworzenia!:)
Nocleg: Dom Misyjny oo. Webistów w Górnej Grupie
Pozdrowienia: dla Kuchni i dla brata-hodowcy (piękne stworzenia!:)
Nocleg: Dom Misyjny oo. Webistów w Górnej Grupie