Górna Grupa - Więcbork - Szwecja - Rudnica - Poznań
Kto nie czytał, ten nie wie co traci ;) a kto czytał, ten wie, że nasz sposób podróżowanie tym razem w niczym nie przypomina przygód Nutrii i Nerwusa, a i nie pragniemy wcale dalszych ich losów powielać, skąd więc taki tytuł spytacie. ;) To jedna z tych niezwykłych niespodzianek, których by sobie człowiek niezaplanował, nawet jakby się bardzo starał. Otóż od rana intensywnie się pakowaliśmy, ale jeszcze po śniadaniu x. Edward zaytał, czy byśmy nie mieli ochoty zwiedzić drukarni. Plan na dzisiejszy dzień mieliśmy napięty niczym łuk Legolasa albo Thorgala (do lektury przygód tego drugiego Wilk osobiście zaraził Stokrotkę;) ale propozycja była tak kusząca że z radością ją przyjęliśmy. I tak oto, ledwie wszedłszy w podwoje słynnej od lat 20-tych XX wieku Drukarni Księży Werbistów, od razu nasze oczy spoczęły ze wzruszeniem na stosiku świeżo wydrukowanych egzemplarzy wznowienie "Nutrii i Nerwusa". Cóż za przemiły początek dnia dla dwojga wielkich fanów Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz. I mało tego, że te gotowe książki zobaczyliśmy w ilości od której się moze w głowie zakręcić (zwłaszcza że nie posiadamy nawet jednego egzemplarza niestety), to jako że własnie trwała m.in. produkcja tejże, zobaczyliśmy i matrycę z wzorem wybranych stron, i jak te strony w maszynie się przewijają i dużo jeszcze innych technicznych ciekawostek, o których nie umielibyśmy tak fachowo opowiedzieć, jak robił to dla naszej mini-wycieczki uprzejmy Pan Drukarz, ale które będziemy mogli pokazać Wam na zdjęciach i filmie.
Dorzucamy krótki cytacik ze strony, która akurtat się nam na zdjęciu uwieczniła:
"Koniec. Abrakadabra. Tyle czarów na dziś - a jutro będą nowe. Codzienne kuchenne czarowanie. Możliwe, ze tylko tyle możemy zrobić dla tych których kochamy. Umilić im jakoś ten groźny świat."
:-)
Dorzucamy krótki cytacik ze strony, która akurtat się nam na zdjęciu uwieczniła:
"Koniec. Abrakadabra. Tyle czarów na dziś - a jutro będą nowe. Codzienne kuchenne czarowanie. Możliwe, ze tylko tyle możemy zrobić dla tych których kochamy. Umilić im jakoś ten groźny świat."
:-)
Gdy już się pożegnaliśmy z drogim Księdzem Edkiem, ruszyliśmy szybko (co nie znaczy że nie przepisowo, bo może jacyś koledzy rajdowcy uznaliby Wilka za nudziarza, ale już tam on wie jak dbać o tych, których kocha, jak i też o wszystkich bliźnich uczestników ruchu, ot co!;) w drogę. Przemknęliśmy obwodnicą Świecia (bo tak najszybciej wychodziło się kaawałek cofnąć) i na Pomorze odbyliśmy dopiero na wysokości tego Trzęsacza, co to dwa dni wcześniej takie urocze widoczki tam były. Przez Koronowo i Sępólno Krajeńskie dotarliśmy do Więcborka, w którym to postanowiliśmy zrobić sobie krótką przerwę, a że miejsce parkingowe znalazło się akurat w samym centrum, to tym sposobem zobaczyliśmy ładny placyk, kawałek parku i Jeziora Więcborskiego, oraz zwiedziliśmy uroczy kościółek pw. śwśw. Szymona i Judy Tadeusza.
Dziwacznie (podążając za GPS-em i znakami) objechaliśmy szerokim łukiem Złotów, po czym przez Jastrowie i Prądy znaleźliśmy się w Szwecji :) W Szwecji nie ma za wiele do zwiedzania. Ale ledwie minąwszy tablicę drogową z nazwą miejscowości, zatrzymaliśmy się na poboczu, wysiedliśmy i cofnęliśmy do niej by zrobić sobie zdjęcie. Nie żeby to było wielce oryginalne, bo pewnie mnóstwo ludzi tam jadących tak czyni, a nawet jednego takowego spotkaliśmy, o wiele bardziej zdeterminowanego od nas, bo nie dość że jechał sobie wieledziesiąt kilometrów przez okolicę w sobie znanym celu, to dowiedziawszy się że jest ta Szwecja, specjalnie zmienił trasę i sporo nadłożył, żeby sobie tam fotę strzelić (w czym mu nawet pomogliśmy, z wzajemnością:). I gdzie ta desparacja spytacie? Ano w tym, że nie jak my zasuwał na mocy koni mechanicznych, ale raźno pedałował na rowerze :) Podziwiamy! I pozdrawiamy, jeśli kiedykolwiek by przypadkiem trafił tu, i w słowach tych siebie odkrył ;)
Dziwacznie (podążając za GPS-em i znakami) objechaliśmy szerokim łukiem Złotów, po czym przez Jastrowie i Prądy znaleźliśmy się w Szwecji :) W Szwecji nie ma za wiele do zwiedzania. Ale ledwie minąwszy tablicę drogową z nazwą miejscowości, zatrzymaliśmy się na poboczu, wysiedliśmy i cofnęliśmy do niej by zrobić sobie zdjęcie. Nie żeby to było wielce oryginalne, bo pewnie mnóstwo ludzi tam jadących tak czyni, a nawet jednego takowego spotkaliśmy, o wiele bardziej zdeterminowanego od nas, bo nie dość że jechał sobie wieledziesiąt kilometrów przez okolicę w sobie znanym celu, to dowiedziawszy się że jest ta Szwecja, specjalnie zmienił trasę i sporo nadłożył, żeby sobie tam fotę strzelić (w czym mu nawet pomogliśmy, z wzajemnością:). I gdzie ta desparacja spytacie? Ano w tym, że nie jak my zasuwał na mocy koni mechanicznych, ale raźno pedałował na rowerze :) Podziwiamy! I pozdrawiamy, jeśli kiedykolwiek by przypadkiem trafił tu, i w słowach tych siebie odkrył ;)
Niedaleko za Szwecją rozciąga się Rezerwat Przyrody Golcowe Bagno oraz ciekawe kształtem Jezioro Zdbiczno, jednak na tak szczegółową eksplorację terenu nie mieliśmy już niesterty czasu, i jeno w Zdbicach nie powstrzymał się Wilk przed zatrzymaniem przy czołgu :) Taki czołg, nawet jak stary, brzydki i produkcji radzieckiej, to jednak jakoś na wyobraźnie chłopięcą zawsze działa...
Zaraz za Golcami (w których uwieczniliśmy jeno ładny z zewnątrz kościółek) jest skręt na... Karsibór (!). Pewnie większość z Was nie wie czym tu się ekscytować, ale jednak wszyscy Wyspiarze z Małej Ojczyzny Wilka zrozumieją miłe zaskoczenie odkryciem takiej tablicy przy drodze, bądź co bądź, spory kawałek od rodzinnych stron... ;)
Nas droga jednak prosto wiodła i dopiero w Kłębowicach odbiliśmy na Rudnicę, gdzie na sporej powierzchni znajduję się Parki Linowy Rudnica, który w ramach wsparcia naszej Wyprawy zaoferował nam bilety ulgowe na wszystkie trasy. Pech już nasz w tym (a głównie Wilka;) że nie w pełni mogliśmy z tej ulgi skorzystać, bo Wilk ze swoją krzywą nogą to by pewnie nie wdrapał się nawet na start trasy szkoleniowej. Ale Stokrotka, mimo że nie jest aż taką pasjonatką tej rozrywki jak Wilk, to wdrapała się i dzielnie przeszła większość tras, i mimo początkowych obiekcji, nawet jej się podobało. No a przynajmniej ma powód by być z siebie dumną, Wilk wszystko widział z dołu, potwierdza, że choć nie raz było cieżko, to ze wszystkim sobie poradziła, z żadnej przeszkody się cofnęła. Park jest naprawdę godny polecenia, jest przede wszystkim bardzo rozległy, i za niewygórowaną cenę można tam i pół dnia pewnie spędzić, gdyby się chciało wszystkie trasy zaliczyć. Największe chyba wrażenie robi tyrolka rozciągająca się wysoko ponad rzeką Dobrzycą, którą tą (uwaga!) można zorgiaznować spływ kajakowy kończąc na brzegu koło Parku Linowego, lub tylko robiąc tam przystanek, powspinać się, a potem spłynąć dalej :) Ach, Wilk ma nadzieję, że jeszcze to kiedyś nadrobi, tym bardziej, że Dobrzyca łączy się na północy z Pilawą, a tą z kolei można wyruszyć z Bornego Sulinowa, gdzie są przepiękne okolice do kajakowania.
Zaraz za Golcami (w których uwieczniliśmy jeno ładny z zewnątrz kościółek) jest skręt na... Karsibór (!). Pewnie większość z Was nie wie czym tu się ekscytować, ale jednak wszyscy Wyspiarze z Małej Ojczyzny Wilka zrozumieją miłe zaskoczenie odkryciem takiej tablicy przy drodze, bądź co bądź, spory kawałek od rodzinnych stron... ;)
Nas droga jednak prosto wiodła i dopiero w Kłębowicach odbiliśmy na Rudnicę, gdzie na sporej powierzchni znajduję się Parki Linowy Rudnica, który w ramach wsparcia naszej Wyprawy zaoferował nam bilety ulgowe na wszystkie trasy. Pech już nasz w tym (a głównie Wilka;) że nie w pełni mogliśmy z tej ulgi skorzystać, bo Wilk ze swoją krzywą nogą to by pewnie nie wdrapał się nawet na start trasy szkoleniowej. Ale Stokrotka, mimo że nie jest aż taką pasjonatką tej rozrywki jak Wilk, to wdrapała się i dzielnie przeszła większość tras, i mimo początkowych obiekcji, nawet jej się podobało. No a przynajmniej ma powód by być z siebie dumną, Wilk wszystko widział z dołu, potwierdza, że choć nie raz było cieżko, to ze wszystkim sobie poradziła, z żadnej przeszkody się cofnęła. Park jest naprawdę godny polecenia, jest przede wszystkim bardzo rozległy, i za niewygórowaną cenę można tam i pół dnia pewnie spędzić, gdyby się chciało wszystkie trasy zaliczyć. Największe chyba wrażenie robi tyrolka rozciągająca się wysoko ponad rzeką Dobrzycą, którą tą (uwaga!) można zorgiaznować spływ kajakowy kończąc na brzegu koło Parku Linowego, lub tylko robiąc tam przystanek, powspinać się, a potem spłynąć dalej :) Ach, Wilk ma nadzieję, że jeszcze to kiedyś nadrobi, tym bardziej, że Dobrzyca łączy się na północy z Pilawą, a tą z kolei można wyruszyć z Bornego Sulinowa, gdzie są przepiękne okolice do kajakowania.
Niestety źle tylko Wilk zaplanował stosunek posiłek-wysiłek, więc Stokrotka bardzo już głodna była po tym całym "sznurowaniu", i tyle dobrego, że stosunkowo niedaleko dojrzeli przydrożną reastaurację, w której trzeba przyznać - pyszny obiadek (o godnej pochwały wielkości porcji) zjedli.
Późna już pora była, więc przez kilka wartych odwiedzenia miejscowości trzeba było przemknąć bez zatrzymywania się, w tym Wałcz, Piłę, Chodzież i Oborniki, by o w miarę przyzwoitej porze pojawić się w Poznaniu. Oprócz ogólnego przesunięcia w planach mieliśmy jeszcze przymusowy postój gdzieś na trasie (tak nagle zaczęła Wilka noga boleć, że musiał się zatrzymać, i paręnaście minut poleżeć z nogą uniesioną do góry, co też swoją drogą nie było łatwe, i wymagało otworzenia samochodu na przestrzał i sporej pomocy Stokrotki) oraz niefortunne oznakowanie zjazdu do centrum Poznania, skutkiem czego wpadliśmy na nieukończoną autostradę do Rokietnicy na której nie ma opcji zawrotki... i cóż z tego że autostrada, i do tego pusta bo tylko nieświadomi podróżni na nią trafiają, i można się znakomicie rozpędzić, skoro i tak potem się drogi nadkłada... W wyniku tych komplikacji to z tą porą mało jednak przyzwoicie wyszło, na szczęście Wilka Kuzyn Adam i jego Żona Hania, któzy nas tego dnia na nocleg ugościli, wykazali się nieludzką cierpliwością i wyrozumiałością :) I nawet z kolacją na nas poczekali :) Słowem kolejny dzień pełen niezwykle miłych i gościnnych ludzi. Aż nie wiem, czy podróżowanie nie straciłoby swego uroku gdyby miało polegać wyłącznie na oglądaniu cudów natury czy zabytków. Nawet dla takiego Wilczka-milczka, te spotkania z serdecznymi ludźmi, są tak ważną częścią wypraw. Kogo jeszcze sympatycznego spotkamy na tej trasie, dowiecie się czytając relacje z kolejnych dni. Dobranoc ;)
Późna już pora była, więc przez kilka wartych odwiedzenia miejscowości trzeba było przemknąć bez zatrzymywania się, w tym Wałcz, Piłę, Chodzież i Oborniki, by o w miarę przyzwoitej porze pojawić się w Poznaniu. Oprócz ogólnego przesunięcia w planach mieliśmy jeszcze przymusowy postój gdzieś na trasie (tak nagle zaczęła Wilka noga boleć, że musiał się zatrzymać, i paręnaście minut poleżeć z nogą uniesioną do góry, co też swoją drogą nie było łatwe, i wymagało otworzenia samochodu na przestrzał i sporej pomocy Stokrotki) oraz niefortunne oznakowanie zjazdu do centrum Poznania, skutkiem czego wpadliśmy na nieukończoną autostradę do Rokietnicy na której nie ma opcji zawrotki... i cóż z tego że autostrada, i do tego pusta bo tylko nieświadomi podróżni na nią trafiają, i można się znakomicie rozpędzić, skoro i tak potem się drogi nadkłada... W wyniku tych komplikacji to z tą porą mało jednak przyzwoicie wyszło, na szczęście Wilka Kuzyn Adam i jego Żona Hania, któzy nas tego dnia na nocleg ugościli, wykazali się nieludzką cierpliwością i wyrozumiałością :) I nawet z kolacją na nas poczekali :) Słowem kolejny dzień pełen niezwykle miłych i gościnnych ludzi. Aż nie wiem, czy podróżowanie nie straciłoby swego uroku gdyby miało polegać wyłącznie na oglądaniu cudów natury czy zabytków. Nawet dla takiego Wilczka-milczka, te spotkania z serdecznymi ludźmi, są tak ważną częścią wypraw. Kogo jeszcze sympatycznego spotkamy na tej trasie, dowiecie się czytając relacje z kolejnych dni. Dobranoc ;)
Bilans dnia: 1,4 km pieszo
353,9 km autem
Pozdrowienia: dla naszego wspaniałego Przewodnika po Drukarni i innych jej pracowników, dla Księdza który zrobił nam i Księdzu Edkowi super zdjęcie :), dla wszystkich pracowników Parku Linowego Rudnica, pani w Restauracji przed Wałczem oraz Adama, Hani i Franusia! :)
Nocleg: u Rodzinki Wilka
353,9 km autem
Pozdrowienia: dla naszego wspaniałego Przewodnika po Drukarni i innych jej pracowników, dla Księdza który zrobił nam i Księdzu Edkowi super zdjęcie :), dla wszystkich pracowników Parku Linowego Rudnica, pani w Restauracji przed Wałczem oraz Adama, Hani i Franusia! :)
Nocleg: u Rodzinki Wilka