Poznań - Chludowo - Poznań - Kościan
Po wczorajszym, zupełnie niespodziewanym Borejkowym akcencie - czas na całkiem zaplanowany dzień na Jeżycach, i tropienie naszych ulubionych Bohaterów, ale wpierw nadrobienie zaległości z dnia uprzedniego, i szybkie cofnięcie się na północ od Poznania do maleńkiego Chludowa, gdzie Werbiści mają kolejną swoją parafię, pw. Wszystkich Świętych. Wcześniej już dodzwoniłem się do Księdza Proboszcza, tak więc jak zajechaliśmy już na nas czekał, zaprowadził nas do prześlicznego kościółka, pokazując Wilkowi za ołtarzem gdzie zawiadywać światłem, gdyż sam musiał pędzić do swych obowiązków. Wilk podziałał z aparatem, wspólnie ze Stokrotką się pomodlili, i poszli rzucić okiem na otoczenie świątyni, a tam kolejne urocze niespodzianki - na stosunkowo niewielkiej powierzchni - piękny, zaciszy ogród, z ciekawymi figurami i głazami pamiątkowymi, urokliwą a przy tym chyba dość rzadką roślinnością (tu na pewno wiele bym nam powiedział x. Edek:) oraz stawikiem z zagadkową pozostałością (chyba) jakiejś figury na środku.
A zgadnijcie co Wilk zrobił w drodze powrotnej do Poznania? Nie ma na to już żadnego usprawiedliwienia, bo w świetle dnia najzwyczajniej w świecie znów się zagapił i władował na tę ślepą autostradę do Rokietnicy... Cóż było robić? GPS na szczęście się przekalibrował i znalazł nowy dojazd do Centrum, tyle dobrego że Stokrotka mogła coś nowego za szybą pooglądać (po części to czego w nocy nie było widać, a po części całkiem nowe zakątki Poznania;)
I tak objechawszy Jezioro Kierskie (po którym dawno, dwno temu, Wilk płynął statkiem wycieczkowym, podczas urządzonych w Baranowie Złotych Godów Cioci Alicji i śp. Wujka Mieczyka), wjechaliśmy do Poznania od Zachodu, docierajac do samego centrum, gdzie za radą Kuzyna Adasia, znaleźliśmy dosć tani parking przy Multikinie. Aby nie powtarzać wczorajszego błędu, a zarazem wynagrodzić choć nieco Stokrotkowe trudy, Wilk tym razem przed aktywnym zwiedzaniem, zabrał swą miłą towarzyszkę na obiad do Sphinxa, w CH Stary Browar. Trzeba tu dodać, że obiad w Sphinxie był pomysłem Wilka na uczczenie zaliczenia sesji zimowej przez Stokrotkę, ale zawsze coś wypadało. Jak nie jakiejś zajęcia, to brak apetytu, już w Trójmieście mieli pójść, ale się czasowo i głodowo znów nie wyrobili, takie mecyje ;) Więc poza zwyczajnym, codziennym, doładowaniem energetycznych akumulatorków, obiadek ten miał też i sentymentalne znaczenie. Tym bardziej dla Wilka było to ważne, iż Stokrotka jeszcze nigdy w Sphinxie nie jadła, a Wilk bardzo lubi tę sieć (smakowo, bo cenowo to nie tak bardzo już;) a to za sprawą swej przyjaciółki Thu Huong (którą pozdrawiamy!:), co go swego czasu często tamże zapraszała.
A zgadnijcie co Wilk zrobił w drodze powrotnej do Poznania? Nie ma na to już żadnego usprawiedliwienia, bo w świetle dnia najzwyczajniej w świecie znów się zagapił i władował na tę ślepą autostradę do Rokietnicy... Cóż było robić? GPS na szczęście się przekalibrował i znalazł nowy dojazd do Centrum, tyle dobrego że Stokrotka mogła coś nowego za szybą pooglądać (po części to czego w nocy nie było widać, a po części całkiem nowe zakątki Poznania;)
I tak objechawszy Jezioro Kierskie (po którym dawno, dwno temu, Wilk płynął statkiem wycieczkowym, podczas urządzonych w Baranowie Złotych Godów Cioci Alicji i śp. Wujka Mieczyka), wjechaliśmy do Poznania od Zachodu, docierajac do samego centrum, gdzie za radą Kuzyna Adasia, znaleźliśmy dosć tani parking przy Multikinie. Aby nie powtarzać wczorajszego błędu, a zarazem wynagrodzić choć nieco Stokrotkowe trudy, Wilk tym razem przed aktywnym zwiedzaniem, zabrał swą miłą towarzyszkę na obiad do Sphinxa, w CH Stary Browar. Trzeba tu dodać, że obiad w Sphinxie był pomysłem Wilka na uczczenie zaliczenia sesji zimowej przez Stokrotkę, ale zawsze coś wypadało. Jak nie jakiejś zajęcia, to brak apetytu, już w Trójmieście mieli pójść, ale się czasowo i głodowo znów nie wyrobili, takie mecyje ;) Więc poza zwyczajnym, codziennym, doładowaniem energetycznych akumulatorków, obiadek ten miał też i sentymentalne znaczenie. Tym bardziej dla Wilka było to ważne, iż Stokrotka jeszcze nigdy w Sphinxie nie jadła, a Wilk bardzo lubi tę sieć (smakowo, bo cenowo to nie tak bardzo już;) a to za sprawą swej przyjaciółki Thu Huong (którą pozdrawiamy!:), co go swego czasu często tamże zapraszała.
No i ruszamy w miasto! Ładnym, spacerowym deptakiem Półwiejskiej do Placu Wiosny Ludów, gdzie wsiadamy w tramwaj i z powodu remontów dojeżdżamy zaledwie do ulicy Gwarnej. Tym jednak sposobem, choć nie było to w planie, mijamy Okrąglak, w którym niedługo po wojnie pracował Dziadek Wilka (Marian). Mijamy kościół Najświętszego Zbawiciela przy ul. Fredry i skręcamy w Kościuszki, aby przejść przez Park za Zamkiem Cesarskim. Następnie podchodzimy pod Pomnik Ofiar Czerwca 1956, gdzie częsciowo za sprawą multimedialnego przewodnika tamże zamontowanego, a częściwo z opowieści Wilka, Stokrotka ma małą powtórkę z historii. Dodamy, że w czasie ulicznych walk w owym czasie, obok wielu innych ofiar, zginął tam również daleki powinowaty Wilka.
Już przy pomniku (szczególnie wspominając "Kalamburkę" i ranną w czasie walk Gizelę, a także odbywającą się tamże Mszę papieską) wkraczamy w nasz ukochany świat Jeżycjady, i próbujemy podglądać Poznań oczami Małgorzaty Musierowicz. Przed nami nieduży Park Mickiewicza, z otoczoną kamiennym murkiem fontanną, za sprawą której poznajemy na kartach "Brulionu Bebe B." pierwsze spotkanie (zderzenie?) Bebe i Damba :) Przekraczając ulicę Fredry mijamy Teatr Wielki, w którym wielu naszych bohaterów gościło, lub pracowało, lub nawet "macało łysinę dyrygenta" jak to uczyniła mała Gienia Bombke vel Sztompke vel Pompke :). Przed samym Mostem Teatralnym skręcamy do Parku Wieniawskiego, zwanego Teatralką, świadka wielu przygód, zabaw, i romantycznych scenek, tak na kartach książek Musierowicz, jak i zapewne rzeczywistych ;) Przechodzimy całą, przyległą do parku część ulicy Noskowskiego, przy której pod numerem 2, Autorka umieściła willę Ciotki Lili, w której na strychu mieszkała rodzina Kowalików, później także Aniela ("Kłamczucha") oraz RobRojek z córką Arabellą, a na dole mieściła się kwiaciarnia Florka vel Baltony. Dalej idziemy wzdłuż Wieniawskiego, mijajac po drodze dość interesujący pomnik AK, a zaraz po drugiej stronie Al. Niepodległości wznoszą się charakterystyczne dwie wieże kościoła przy klasztorze oo. Dominikanów, w których wzruszył niejeden ślub w rodzinie Borejków, takoż pamiętna pasterka ważka na swój sposób tak dla Ingacego Grzegorza jak i Józinka ;) Po krótkiej modlitwie w kaplicy wracamy na drugą stronę ulicy by przejsć skrajem Parku Moniuszki i dalej ulicą Liebelta, przy której mieszkała Matylda Stągiewka (chwilowe, na szczęście dla Kreski, marzenie Maćka Ogorzałki), a także Diana, zwana Czekoladką - pierwsza dziewczyna Ignacego G. Stryby :) Pewności nie mamy, ale wydaje się że to także tutaj jest kamienica, w której mieszkał przyjaciel Józinka, oraz dziewczę co mu przez czas jakiś w głowie zakręcało ;)
Już przy pomniku (szczególnie wspominając "Kalamburkę" i ranną w czasie walk Gizelę, a także odbywającą się tamże Mszę papieską) wkraczamy w nasz ukochany świat Jeżycjady, i próbujemy podglądać Poznań oczami Małgorzaty Musierowicz. Przed nami nieduży Park Mickiewicza, z otoczoną kamiennym murkiem fontanną, za sprawą której poznajemy na kartach "Brulionu Bebe B." pierwsze spotkanie (zderzenie?) Bebe i Damba :) Przekraczając ulicę Fredry mijamy Teatr Wielki, w którym wielu naszych bohaterów gościło, lub pracowało, lub nawet "macało łysinę dyrygenta" jak to uczyniła mała Gienia Bombke vel Sztompke vel Pompke :). Przed samym Mostem Teatralnym skręcamy do Parku Wieniawskiego, zwanego Teatralką, świadka wielu przygód, zabaw, i romantycznych scenek, tak na kartach książek Musierowicz, jak i zapewne rzeczywistych ;) Przechodzimy całą, przyległą do parku część ulicy Noskowskiego, przy której pod numerem 2, Autorka umieściła willę Ciotki Lili, w której na strychu mieszkała rodzina Kowalików, później także Aniela ("Kłamczucha") oraz RobRojek z córką Arabellą, a na dole mieściła się kwiaciarnia Florka vel Baltony. Dalej idziemy wzdłuż Wieniawskiego, mijajac po drodze dość interesujący pomnik AK, a zaraz po drugiej stronie Al. Niepodległości wznoszą się charakterystyczne dwie wieże kościoła przy klasztorze oo. Dominikanów, w których wzruszył niejeden ślub w rodzinie Borejków, takoż pamiętna pasterka ważka na swój sposób tak dla Ingacego Grzegorza jak i Józinka ;) Po krótkiej modlitwie w kaplicy wracamy na drugą stronę ulicy by przejsć skrajem Parku Moniuszki i dalej ulicą Liebelta, przy której mieszkała Matylda Stągiewka (chwilowe, na szczęście dla Kreski, marzenie Maćka Ogorzałki), a także Diana, zwana Czekoladką - pierwsza dziewczyna Ignacego G. Stryby :) Pewności nie mamy, ale wydaje się że to także tutaj jest kamienica, w której mieszkał przyjaciel Józinka, oraz dziewczę co mu przez czas jakiś w głowie zakręcało ;)
Przechodząc pod trzema wiaduktami wkraczamy ulicą Poznańską na Jeżyce, wprost wychodząc na Szpital im. Franciszka Raszei, miejsce pracy doktora Kowalika, Marka i Idy Pałysów, początek życia niejednego naszego Bohatera lub jego/jej życia/zdrowia poratowania, że choćby wspomnimy tylko opatrywanie Gizeli po postrzale, operację Krzysia (wnuka pana Paszkieta) czy wyciąganie żarówek z buzi Józinka i Ignasia... ;) Gdybyśmy odbili na prawo, zaraz byśmy doszli do bloków przy ul. Norwida, gdzie mieszkała pani B. Sznytek, bracia Lisieccy, Genusia, Lelujkowie. Jednak nie odbijamy, bo noga Wilka już ledwo zipie, a przed nami jeszcze niezły kawałek trasy podstawowej. Obchodząc ulicą Mickiewicza gmach szpitala docieramy do ul. Zacisze, która doprowadza nas już prosto na tyły kamienicy, w której "mieszkają" Borejkowie. Pomijając aspekt literacki, jest to bardzo ciekawe urbanistycznie miejsce. Dwie sąsiadujące kamienice przechodnie, ale ich tylne wyjście nie prowadzą jak to często bywa na podwórka czy ogródki, ale na dość wąski kawałek wspomnianej ulicy Zacisze, przy której jest kolejny ciąg kamienic. A każda z okolicznych kamieniczek ma jakieś ciekawe elementy architektoniczne, zdobienia czy to murów, czy balkonów, czy nawet witrażowe okienka klatek schodowych, tak więc polecamy to miejsce nie tylko fanom Jeżycjady. I w końcu (choć nie na końcu;) stajemy dumnie i radośnie przed frontem kamienicy przy Roosevelta 5. To tutaj Małgorzata Musierowicz, na wysokim parterze umieściła mieszkanie Ignacego i Mili Borejków oraz ich córek (Gabrysi, Idy, Natalii i Patrycji) oraz wnucząt (Laury i Róży oraz Ignasia, a więc i jego ojca a męża Gabrysi - Grzegorza) oraz chwilowo prawnuczki - małej Mili). Także tutaj w suterenie urządziła się Ida wraz z mężem Markiem i dziećmi - Józinkiem i Łusią.
Kierując się już w drogę powrotną, mijamy jeszcze kamienicę przy Roosevelta 6, w której mieszkał prof. Dmuchawiec, a zatem i Kreska (później przez jakiś czas z rodziną) i Dambo. Nie moglibyśmy sobie oczywiście odmówić przejścia przez Most Teatralny, ale zaraz za nim szukamy już jakiegokolwiek środka transportu. Niestety - te remonty! I nawet przechodnie nie potrafią za bardzo podpowiedzieć. Docieramy już zatem do ulicy Święty Marcin i tam wsiadamy w tramwaj, w którym Wilkowi już się z tego zmęczenia coś pokiełbasiło, i zamiast na Plac Wiosny Ludów, dojeżdżamy na Plac Wielkopolski... Tyle z tego dobrego, że wbrew pierwotnym planom przechodzimy jednak przez Rynek, gdzie spotykamy się z umówioną wcześniej - Milenką! :) Bo akurat tego dnia była w delegacji w Poznaniu, i trochę z nami pospacerowała, i nawet dała się zaprosić na lody :) I tak w powiększonym składzie przeszliśmy Szkolną, i znów Półwiejską, odbijając na końcu w Krakowską, by dojść do ulicy Łąkowej, na której Wilk chciał pokazać Stokrotce kamienicę, w której przed wojną mieszkała jego śp. Babcia Janka, jej brat Mieczyk (wspomniany już dziś), i siostra Bogusia (ta ostatnia z resztą mieszkała w kwaterunkowej pozostałości (po zawłaszczeniu i rozparcelowaniu przez komunistów) do śmierci, podobnie jak Babcia Janeczka, gdy na ostatnie kilka lat życia powróciła tamże ze Świnoujscia. Tutaj również mieszkał Wuj Alfred (przez Wilka nie poznany, bo zmarł na długo przed jego urodzeniem), jego i Bogusi syn - Wujek Tomek, później z żoną i synem, wspomnianym wczoraj kuzynem Adasiem :) I tu już noga Wilka stwierdziła, że sobie postoi z Wilkiem na rogu, a Dziewczyny same już podejdą obejrzeć kościół Bożego Ciała, z którym łączy się ciekawa historia, jako że powstał na miejscu (ówcześnie polu), w którym świętokradczy złodzieje, ograbiwszy jakąś świątynię włącznie z zawartością Tabernakulum, tu się zatrzymali i w przypływie szalonego gniewu wysypali na trawę Hostie, i zaczęli dźgać je nożami, po czym wyciekła z nich Krew.
I oto czas już się żegnać (tak z Milenką, jak i powoli już z Poznaniem), nawiedziwszy po raz drugi Multikino (w którym jak się okazuje, nikt nie robi problemu, by skorzystać z toalety:) udajemy się na parking (cóż - płatny, ale chwała Bogu że czynny jeszcze, bośmy zapomnieli przyjechawszy sprawdzić do której, i trochę Wilk się czuł niepewnie wracając... ale jak już mowa o Bogu, to trzeba przyznać, że zacnie urządził sprawy - i u Niego koniec jest całkiem bezpłatny ;) nic a nic nie trzeba płacić za swoją śmierć, co inszego jak ktoś chce przyspieszać, ale jak poczeka grzecznie na swój czas, to - za friko:)
Ale póki co - "żyjemy, dobra nasza! Co z życia chcesz - za życia bierz!" jak śpiewał śp. Jacek Kaczmarski. Więc bierzemy FordKę, i ruszamy już i tak później niż zakładaliśmy, przez Stęszew na Kościan, gdzie już czeka na nas przytulny pokoik u jednej z najserdeczniejszych Rodzin w wielkiej Familii Wilka :) Na koniec mała nocna "przygoda" - już niemal pod adresem docelowym Wilk nie był pewien gdzie się zatrzymać, więc zjechał na wyboiste podwórko przy innej kamienicy żeby zadzwonić i się dopytać. Tymczasem Ariel, chłopak Kuzynki wyszedł był na dwór nas wypatrywać, i domyśliwszy się, że to my się zatrzymaliśmy w złym miejscu, zaczął szybkim krokiem iść w naszą stronę. Wilk zdążył się już dodzwonić i dowiedzieć, więc wystartował, a że z jednej strony nie miał wcześniej przyjemnosci Ariela poznać, z drugiej zaś i tak było ciemno tam jak pierun, to lekkim łukiem wyminął pospiesznie majączącą w ciemności postać, której Stokrotka zdążyła się przelęknąć (a nie wiem czy wczoraj wspomnieliśmy że wjeżdżając do Poznania, jechaliśmy przez tak ciemny las, bez żadnych latarni, że też już siedziała jak na szpilkach, i tu jej Wilk zafundował takie emocje po raz drugi;). Najpierw te wyboje podwórkowe, potem uliczki dookoła kościańskiego Rynku (a o tej porze takie miasteczko to już wyludnione) - słowem, cały czas jechaliśmy dość wolno, Wilk się w napięciu rozglądał żeby dobrze zakręcić, a Stokrotka ogląda się i grobowym głosem oznajmia "idzie! idzie cały czas za nami!". Istny thriller. ;) Za kolejnym zakrętem dociera do nas że okrążając Rynek, wytoczymy się mniej więcej tam, gdzie zniknął nam z oczu tajemniczy Tubylec... i bach! widzimy go! stoi w jakiejś bramie i wyraźnie na nas się czając... i w tym momencie dociera do nas że nie "czając się" - tylko czekając - pokazuje nam jak wjechać na podwórko... Biedny Ariel, tak się za nami nabiegał!
A potem już powitania, z Kuzynką Olą, i z Ciocią Olą, i Wujkiem Marianem, i rozmowy i pyszna kolacyjka, i Wilk na chwilę nawet jeszcze zasiadł do komputera, chcąc popisać na blogu, ale szybko się poddał. Wciąz się zastanawiamy, czy gdyby Wilk nie miał tego wypadku, to bywałby na koniec dnia mniej wykończony i jednak zgodnie z planem pisał by blog na bieżąco, czy też mniej byśmy odpuszczali przy zwiedzaniu, i w efekcie końcowym też byli padnięci... No w każdy razie, nie będziemy się póki co zarzekać na bieżące wyjazdy z relacjów, tfu! relacje z wyjazdów, bo jak się okazuje już i tak długo nam schodzi nadrobienie tego jednego... Dobranoc! :)
ps.
A jeśli jakiś czujny Czytelnik do tej chwili się zastanawia o jakiego KaDuka chodziło w tytule, to nic nie poradzi - tylko w galerii będzie mógł tę ciekawość zaspokoić ;)
Ale póki co - "żyjemy, dobra nasza! Co z życia chcesz - za życia bierz!" jak śpiewał śp. Jacek Kaczmarski. Więc bierzemy FordKę, i ruszamy już i tak później niż zakładaliśmy, przez Stęszew na Kościan, gdzie już czeka na nas przytulny pokoik u jednej z najserdeczniejszych Rodzin w wielkiej Familii Wilka :) Na koniec mała nocna "przygoda" - już niemal pod adresem docelowym Wilk nie był pewien gdzie się zatrzymać, więc zjechał na wyboiste podwórko przy innej kamienicy żeby zadzwonić i się dopytać. Tymczasem Ariel, chłopak Kuzynki wyszedł był na dwór nas wypatrywać, i domyśliwszy się, że to my się zatrzymaliśmy w złym miejscu, zaczął szybkim krokiem iść w naszą stronę. Wilk zdążył się już dodzwonić i dowiedzieć, więc wystartował, a że z jednej strony nie miał wcześniej przyjemnosci Ariela poznać, z drugiej zaś i tak było ciemno tam jak pierun, to lekkim łukiem wyminął pospiesznie majączącą w ciemności postać, której Stokrotka zdążyła się przelęknąć (a nie wiem czy wczoraj wspomnieliśmy że wjeżdżając do Poznania, jechaliśmy przez tak ciemny las, bez żadnych latarni, że też już siedziała jak na szpilkach, i tu jej Wilk zafundował takie emocje po raz drugi;). Najpierw te wyboje podwórkowe, potem uliczki dookoła kościańskiego Rynku (a o tej porze takie miasteczko to już wyludnione) - słowem, cały czas jechaliśmy dość wolno, Wilk się w napięciu rozglądał żeby dobrze zakręcić, a Stokrotka ogląda się i grobowym głosem oznajmia "idzie! idzie cały czas za nami!". Istny thriller. ;) Za kolejnym zakrętem dociera do nas że okrążając Rynek, wytoczymy się mniej więcej tam, gdzie zniknął nam z oczu tajemniczy Tubylec... i bach! widzimy go! stoi w jakiejś bramie i wyraźnie na nas się czając... i w tym momencie dociera do nas że nie "czając się" - tylko czekając - pokazuje nam jak wjechać na podwórko... Biedny Ariel, tak się za nami nabiegał!
A potem już powitania, z Kuzynką Olą, i z Ciocią Olą, i Wujkiem Marianem, i rozmowy i pyszna kolacyjka, i Wilk na chwilę nawet jeszcze zasiadł do komputera, chcąc popisać na blogu, ale szybko się poddał. Wciąz się zastanawiamy, czy gdyby Wilk nie miał tego wypadku, to bywałby na koniec dnia mniej wykończony i jednak zgodnie z planem pisał by blog na bieżąco, czy też mniej byśmy odpuszczali przy zwiedzaniu, i w efekcie końcowym też byli padnięci... No w każdy razie, nie będziemy się póki co zarzekać na bieżące wyjazdy z relacjów, tfu! relacje z wyjazdów, bo jak się okazuje już i tak długo nam schodzi nadrobienie tego jednego... Dobranoc! :)
ps.
A jeśli jakiś czujny Czytelnik do tej chwili się zastanawia o jakiego KaDuka chodziło w tytule, to nic nie poradzi - tylko w galerii będzie mógł tę ciekawość zaspokoić ;)
Bilans dnia: 7,1 km pieszo
104,7 km autem
1,9 km tramwajami (Poznań)
Pozdrowienia: dla Księdza Proboszcza w Chludowie, dla pani Małgorzaty Musierowicz (a nuż kiedyś zawita na nasz blog, wolno chyba pomarzyć;), Milenkę, Pana Boga, Olę i Ariela oraz Wujka Mariana i Ciocię Olę!
Nocleg: u Rodzinki Wilka
104,7 km autem
1,9 km tramwajami (Poznań)
Pozdrowienia: dla Księdza Proboszcza w Chludowie, dla pani Małgorzaty Musierowicz (a nuż kiedyś zawita na nasz blog, wolno chyba pomarzyć;), Milenkę, Pana Boga, Olę i Ariela oraz Wujka Mariana i Ciocię Olę!
Nocleg: u Rodzinki Wilka